Month: December 2014

Ometepe

… czyli Boże Narodzenie na wyspie

23. – 28. Grudnia

Wtorek

Podróżujemy. Najpierw z Granady chickenbusem do Rivas, gdzie poznajemy Paulę ze Stuttgartu oraz Andreasa i Jasper’a z Lüdenscheidu. Później, wszyscy razem – taksówką (tak, z kierowcą to 6 dorosłych osób i jakieś 8 plecaków) jedziemy do portu. Ponieważ ucieka nam prom, idziemy coś zjeść i przy okazji poznajemy się lepiej. OLYMPUS DIGITAL CAMERA W końcu ładujemy się na prom Che Guevara i płyniemy na Ometepe – wyspę dwóch wulkanów – Concepcion (po lewej) i Maderas (po prawej).
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Gdy docieramy do Moyogalpy jest już dosyć późno. Z nowopoznanymi Niemcami oraz parą Nowojorczyków bierzemy taksówkę do Balgüe. Szybko robi się zupełnie ciemno, widać mnóstwo gwiazd. Z plecakami i z latarkami ciśniemy 1,5 km pod górę do farmy kawowej Finca Magdalena, gdzie spędzimy święta. Docieramy spoceni do suchej nitki, bo gorąco i wilgotno. Zamawiamy spaghetti, bierzemy prysznic i padamy z nóg.

Środa / Wigilia

Poranek jest przepiękny, świeci słońce, jest ciepło, wszędzie roztacza się zapach schnącej kawy. Odkrywamy jak piękne miejsce wybraliśmy sobie na święta. Finca Magdalena jest na końcu świata, u podnóża wulkanu Maderas, w środku dżungli. Ma urzekająco piękny ogród, w którym pełno ptaków i małp. Zaraz przy naszym pokoju suszą się ziarenka kawy.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA   OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po poranku ze Skypem, schodzimy do wioski, gdzie wypożyczamy rowery… OLYMPUS DIGITAL CAMERA
i jedziemy 9 km, przez Playa Santo Domingo…
OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA
… aż do Ojo de Agua, sztucznego zbiornika z górską wodą, gdzie można się kąpać. OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pływamy zatem, a potem pedałujemy z powrotem i w Santo Domingo spotykamy małpki. OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
A w Balgüe akurat trwa festyn z rodeo.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wcinamy wigilijne pupusy z piwem (na uwagę zasługuje fakt, że oboje założyliśmy na tę okazję białe bluzki).
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
A potem idziemy do argentyńskiej knajpy na kolację przy świecach (bo akurat prąd wysiadł) i potem znów w kompletnych ciemnościach (tym razem bez latarek) docieramy do naszej farmy. A tam spotykamy Kasię, którą poznaliśmy w Leon oraz Bena z USA i Petera Schmida (dla przyjaciół: Schmid) ze Szwajcarii i cały wieczór gadamy, gramy w makao i ustalamy, że następnego dnia włazimy na wulkan.

wigilia Ometepe 3

Czwartek / Pierwsze Święto

Schmid wraca z wulkanu zanim nasza czwórka (Kasia, Ben, ł i k) kończy śniadanie. Liczył na wschód słońca i wyszedł ok. 3 rano, ale niestety dzień jest pochmurny. Ruszamy w doskonałych nastrojach, ale czeka nas nielekka wyprawa – przewyższenie bliskie 1200 m. OLYMPUS DIGITAL CAMERA Przechodzimy przez suchy las, jest strasznie duszno, Kasia i k. rozważają powrót, ale ostatecznie to Ben zawraca.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Docieramy do mokrej części lasu i docieramy do punktu widokowego.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potem robi się coraz trudniej, bo bardziej mokro.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ślizgając się na błotku, wchodzimy w las chmurowy.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widoczność robi się coraz gorsza i do tego wieje. Końca szlaku nie widać. Ostatecznie k. i Kasia wymiękają i wracają (co zajmuje praktycznie tyle samo czasu co wspinaczka czyli ponad 3 godziny). Ł. idzie sam szukać laguny w kraterze wulkanu. Odkrywa jednak tylko kolejny punkt widokowy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Spotykamy się w fince, wymęczeni ale szczęśliwi, bo w sumie… nikomu nie udało dotrzeć się na szczyt 🙂 Ale warto było spróbować.

Piątek  / Drugie Święto

Piątek miał być dniem wyjazdowym nie tylko dla k. i ł. ale również dla Schmida. Ostatecznie jednak wszyscy decydują, żeby spędzić tu jeszcze jeden dzień, żeby trochę się poobijać. Kasia przekonuje Schmida, żeby rozwiesił jej hamak, który to szybko przejmuje ł. Poniżej – ł. zajęty przygotowaniem materiału do radia na temat budowy kanału nikaraguańskiego (tutaj można odsłuchać).

trabajador
Reszta wycieczki czyta, pije kawę, z tarasu obserwuje małpy…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wybieramy się na krótką przechadzkę, ale po płaskim…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA   OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potem w Balgüe idziemy na chwilę nad wodę, gdzie spotykamy Andreasa i Jaspera.OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A poźniej jemy kolację we francuskiej restauracji i to jest bezwzględnie najlepszy posiłek od wielu dni. Nastroje dopisują, chociaż jutro się rozstajemy i każdy jedzie w swoją stronę – Kasia do Leon, Ben do Granady, Schmid San Juan del Sur, a my do Kostaryki.

Sobota / Trzecie Święto (?)

Chcemy zdążyć na prom z Moyogalpy do Rivas o 9tej, więc wszyscy gotowi do wyjazdu stawiają się o 7:30 przy taksówce, którą zamówiliśmy poprzedniego dnia. Ostatnie rodzinnie zdjęcie, ł., Schmid, Kasia, Ben i k.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W taksówce jest wesoło, śpiewamy “Girls just wanna have fun” Cindy Lauper, ale czuć już atmosferę pożegnania. Kiedy Ben nerwowo poszukuje aparatu fotograficznego (który znajduje się w jego kieszeni), k. pociesza, że najważniejsze, że ma ze sobą paszport. I wtedy okazuje się, że paszport jest bezpieczny w depozycie w Finca Magdalena. Zawracamy, a jako, że szanse na złapanie promu maleją, k. rzuca “to może jeszcze jeden dzień na wyspie?” I… wszyscy podchwytują! Odbieramy paszport Bena i jedziemy do Moyogalpy, gdzie po nieprzyjemnym incydencie w Hostelu Yogi znajdujemy przytulny pensjonat w doskonałej cenie. Po śniadaniu, które jemy bardzo późno, czas na drzemkę (bo wszyscy niedospani), a potem na zwiedzanie miasteczka.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po południu jedziemy (Kasia i Schmid tuk-tukiem a reszta rowerami) do punktu Jesus-Maria na zachód słońca. Droga prowadzi m.in. przez pas startowy lotniska.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Spotykamy się na miejscu i jest tak…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA
Powyższe zdjęcie rodzinne zrobił nam taki chłopak. Z Gdańska.

Ostatni, ale tak już na serio ostatni wieczór na Ometepe mija nam przy kartach (k. konsekwentnie przegrywa w makao). Planujemy (tzn. ł., k., Kasia i Ben. Bo Schmid jeszcze rozważa) następnego dnia o 6:30 rano złapać łódź do Rivas. To będzie już trzecia próba opuszczenia wyspy 🙂

Niedziela

Jednak. Wsiadamy na łódź, nazwaną przez nas chickenboat z okazji tego, że pełna i trzęsie, w czwórkę pewni, że Schmid jednak zdecydował wejść na Concepcion, bo pogoda jest dobra, a on nie stawił się o 6tej w miejscu umówionej zbiórki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ale jednak w ostatniej chwili dołącza do nas z wielkim uśmiechem i swoją wielką torbą i jeszcze ten jeden odcinek pokonujemy razem. W Rivas Schmid łapie chickenbusa w swoją stronę, a my z Kasią i Benem jemy jeszcze śniadanie i też się żegnamy. To były wyjątkowe święta! Rodzinne i ciepłe, mimo że tak daleko od domu. Dziękujemy!

Granada

21. –  23. Grudnia

Do Granady docieramy późnym popołudniem, znajdujemy hostel Backyard polecany przez Jorge, który gościł nas w Managui. Prysznic, bo upał niemożliwy i w miasto.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA granada 1 OLYMPUS DIGITAL CAMERA kosciol granada

Granada, podobnie jak Leon, jest ładnym, kolonialnym miasteczkiem, przy czym centrum jest mniejsze i jeszcze bardziej czuć obecność turystów. Ceny podawane w dolarach i oczywiście odpowiednio drożej. Zaglądamy też nad jezioro…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

… a potem do Cafe Sonrisas, gdzie ł. był tu już dwa lata temu i poznał założyciela kawiarni i mieszczącej się przy niej manufakturze hamaków, w której zatrudnione są osoby niepełnosprawne (głównie niewidomi i niesłyszący). Kawiarnia jest już zamknięta, bo trwa tam rodzinna impreza. Jest jedzenie, jest piñata i Tio Antonio zaprasza nas do środka.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie zostajemy zbyt długo, ale obiecujemy wpaść następnego dnia. Po bardzo kiepskiej nocy (hałas) w poniedziałek rano przenosimy się do Bearded Monkey Hostel, gdzie ł. spał też dwa lata temu. Śmiejemy się, że to hostel dla starych ludzi, cisza, spokój.

Idziemy na kawę do Sonrisas, przyglądamy się też produkcji hamaków. Tio Antonio poświęca nam sporo czasu, pokazuje nam też swój nowy projekt zdjęciowo-filmowy (http://noteolvides.org/). Jak się później okazuje, nasze zdjęcie i link do bloga pojawia się na facebookowej stronie kawiarni (tutaj). To bardzo wzruszające przedpołudnie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA    OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Popołudnie spędzamy osobno: ł. jedzie do Managuy, gdzie oficjalnie rozpoczyna się budowa Kanału Nikaraguańskiego – ogromna inwestycja dzieląca tutejszych mieszkańców.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
k. w tym czasie się relaksuje,czyta, ogląda miasto z wieży kościoła.
granada widok 2 granada widok
Wieczór spędzamy z Wojtkiem, którego poznaliśmy w poprzednim hostelu. Wojtek jest młodym Krakowianinem od lat mieszkającym i pracującym w Stanach. Wśród tłumów turystów, pijemy Nica Libre na Gringo Street w Granadzie i wymieniamy się podróżniczymi historiami i wskazówkami.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

We wtorek rano jemy jeszcze z Wojtkiem śniadanie w lokalnej kawiarni (gdzie k. dostaje wegetariański omlet… z szynką) i ruszamy do Rivas, skąd chcemy promem dostać się na Ometepe.

20141223_092516

Managua

20. – 21. Grudnia

Z Leon docieramy autobusem do stolicy Nikaraguy. Na przystanku 7 Sur spotykamy Jordana, syna naszego dzisiejszego gospodarza couchsurfingowego. Taksówką docieramy do ich skromnego domu na przedmieściach Managuy i tam poznajemy Jorge, o którym można dłuuuugo. Jest energetyczny, uśmiechnięty i bardzo gościnny. Dziś razem z nim i Jordanem jedziemy do pobliskiej szkoły, gdzie szykuje się niespodziankowa impreza dla dzieci, które właśnie dziś zakończyły rok szkolny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Najpierw wszyscy (czyli ponad 150 osób) dostają obiad, który Jorge od 6-tej rano gotował razem z synem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
A potem wchodzi orkiestra i nawet ciało pedagogiczne zaczyna tańczyć.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
My tymczasem jedziemy w miasto. Jest już ciemno, kiedy docieramy do przygotowanego na święta centrum.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niezliczone szopki bożonarodzeniowe ciągną się po obu stronach głównej ulicy. Przy każdej głośniki, z których ryczą najróżniejsze świąteczne piosenki. Hałas nieprzeciętny, światełka migają. Okazuje się, że każda jednostka rządowa obowiązkowo musi przygotować własną szopkę – stąd jest ich tak dużo. Mijamy więc szopkę Ministerstwa Transportu, szopkę wodociągów miejskich, szopkę wojskową…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nie do wiary, że w drugim, po Haiti, najbiedniejszym kraju na półkuli zachodniej w taki sposób wykorzystuje się pieniądze podatników.
Park miejski udekorowany jest według pomysłu Pierwszej Damy. Przepych i kicz tworzą jednak radosny klimat.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Przez park iluminacji docieramy do portu, gdzie posilamy się i wracamy … na kolejną imprezę. OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Tym razem jest to typowa nikaraguańska domówka, jest jedzenie, rum i kilkadziesiąt osób.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po powrocie do domu, Jorge otwiera butelkę truskawkowej tequili. To baaardzo długi wieczór, w trakcie którego okazuje się między innymi, że k. całkiem nieźle mówi po hiszpańsku 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W niedzielę rano Jorge chce nam pokazać panoramę miasta z pobliskiego wzgórza. Pożycza samochód od sąsiada, a ponieważ po pięciu wypadkach boi się jeździć, siada po prawej stronie kierowcy. Na tylnym siedzeniu k. wraz z resztą rodziny: Ivanią (żoną Jorge) oraz dziećmi: Jordanem i Marianą. Za kierownicą ł., który najpewniej jest rówieśnikiem tego pojazdu. Tankujemy i w drogę!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Widzimy Managuę w centrum lasu, wulkany w tle. A po drugiej stronie wzgórza – Pacyfik.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Po obiedzie żegnamy się, tuk-tukiem dojeżdżamy do głównej drogi, a stamtąd łapiemy autobus do Granady.

Leon

18. – 19. Grudnia

Do granicy w Guasaule docieramy około 13tej. Jest spory ruch i jest bardzo gorąco.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wita nas panujący tu od 1984 roku (z przerwami) katolicki, socjalistyczny i solidarny prezydent Daniel Ortega (oraz pielęgniarka, która każe wypisać formularz i zmierzyć temperaturę, bo Nikaragua chroni się przed chorymi na dengę i chikungunyę. Zdjęć z tego wydarzenia niestety nie mamy.)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Chickenbusem docieramy do Chinandegi, a potem kolejnym do Leon. Autobusy w stanie rozpadającym się, ale plazma jest!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A za oknem przepiękne widoki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po ponad 9-ciu godzinach w drodze kwaterujemy się w hostelu Nicarao, gdzie zatrzymali się również nasi znajomi z Cayos Cochinos – Natalia, Mariusz i Maks (!) Do tego poznajemy parę z Francji, jednego Kanadyjczyka i do tego Kasię z Łodzi.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Żeby podróżniczych spotkań było mało, wychodzimy na miasto, żeby coś zjeść i … wpadamy na Simona – Szwajcara, którego poznaliśmy parę dni temu w Tegucigalpie.

simon, lukas, kaja

W piątek rano, póki jest jeszcze w miarę chłodno, czyli blisko 30 stopni, wybieramy się zwiedzać największą katedrę w Ameryce Centralnej.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wchodzimy na wieżę, żeby zobaczyć miasto z góry…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

… i każą nam zdjąć buty, żeby… połazić boso po dachu kościoła!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Potem idziemy na relaksujący masaż do niewidomych (w trakcie którego z trudem powstrzymujemy śmiech, bo to łaskocze!), a później szlajamy się trochę po mieście…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
… i w końcu rozstajemy się na jakiś czas i k. maszeruje do muzeum sztuki współczesnej, a ł.do muzeum rewolucji, bo Leon to stolica nikaraguańskiej rewolucji.

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po południu spotykamy się z Kasią, idziemy razem coś zjeść i reszta wieczoru mija nam na grze w karty przy Caña de Flor z Colą Zero.

W sobotę rano idziemy z Kasią na śniadanie do francuskiej piekarni (w końcu dobre pieczywo!), żegnamy się, na kilka dni tylko, bo umówiliśmy się na wspólne święta, zabieramy plecaki z hostelu i wybywamy do stolicy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tegucigalpa

16.-18. Grudnia

We wtorkowe popołudnie włóczymy się trochę po stolicy Hondurasu.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ok. 18tej w artystycznej kawiarni Cafe Paradiso spotykamy Fernanda, którego ł. zna już ze swojej poprzedniej wizyty w Hondurasie. Fernando pracujący dla Lekarzy Bez Granic będzie nas gościł przez dwa dni. Dzisiejszego wieczora zabiera nas na grilla do swoich znajomych. Wracamy po północy i odkrywamy, że nasz lekarz bez granic jest również brudasem bez granic. Materace, na których śpimy, śmierdzą nieprzeciętnie, łazienka dawno nie była myta (zresztą i tak nie ma ciepłej wody), wszędzie kręcą się mrówki…

W środę rano Fernando wychodzi do pracy, więc dzień spędzamy z jego przyjacielem Erickiem – artystą cyrkowcem. Jako, że Erick jest swoim własnym szefem, daje dziś sobie dzień wolny, żeby być naszym przewodnikiem. I tak, najpierw jedziemy do Valle de Angeles…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Następnie częściowo autostopem…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
… docieramy do Santa Lucii.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

A stamtąd z powrotem do miasta. Po lewej nowoczesna Tegucigalpa, po prawej stare miasto – Comayaguela.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Wieczorem Erick robi nam pokaz żonglerki, przy okazji daje kilka lekcji ł.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Następnego dnia wstajemy wcześnie rano, bo czeka nas daleka droga i kolejne przejście graniczne: Nikaragua. Fernando odprowadza nas do taksówki, która zabiera nas na odpowiedni dworzec autobusowy, których w mieście od groma.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdy docieramy na miejsce i wysiadamy z samochodu, obskakuje nas masa autobusowych naganiaczy. Szybko okazuje się, że bagażnik taksówki jest otwarty i … pusty. k. rozgląda się zdezorientowana i zauważa biegnącego z dwoma plecakami chłopaka od bagażu, który już już ładuje je na dach busika (pierwsza myśl: skąd on w ogóle wie dokąd jedziemy?) Ustalamy cenę (tak, cenę biletu autobusowego też trzeba najpierw wynegocjować) i wsiadamy.

Kilka godzin później żegna nas Honduras (oraz Mega Larva 🙂 )

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Yojoa

15. Grudnia

Budzimy się wcześnie, zjadamy na śniadanie naleśniki z jagodami i trochę się obijamy w naszym hostelu w centrum dżungli. Obserwujemy kolibry, pijemy kawę, korzystamy z wifi (w końcu!)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA 

Ostatecznie pakujemy wodę i środek przeciwko komarom (bo można złapać dengę!) i wyruszamy w drogę. Pan sprzedający sok z patyka (czyli z trzciny cukrowej) poleca nam wycieczkę na pobliskie wzgórze:

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie mieliśmy tego w planach, ale pogoda jest ładna, mamy cały dzień i nigdzie się nam nie spieszy, więc idziemy zobaczyć z góry miasteczko Peña Blanca oraz Yojoa – największe jezioro w Hondurasie. Tutejsze góry są zupełnie jak Beskidy, tylko zamiast świerków są bananowce.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niecałą godzinę później, spoceni nieziemsko, bo wilgoć okrutna, docieramy na szczyt!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Błotnistymi ścieżkami schodzimy w dół i przechodzimy przez wielką plantację kawy. Dorośli pracują, dzieci się bawią.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Docieramy do głównej drogi i monitorujemy sytuację.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wystawiamy kciuk i znów zatrzymuje się pierwszy samochód. Dowozi nas do centrum Peña Blanca, skąd autobusem docieramy do pięknego, 43-metrowego wodospadu Pulhapanzak.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Do hostelu znów jedziemy stopem, zaskoczeni, że jest to tutaj takie proste! Wieczór mija przy komputerach i dobrym piwie, bo D&D to także browar! 🙂

 

Cayos Cochinos

13. – 14. Grudnia

W piątkowy wieczór zaczyna lać, ł. moknie w drodze powrotnej spod prysznica do hotelowego pokoju. Sobotni poranek jest jednak ciepły i wszystko wskazuje na to, że będzie piękny dzień. Przed szóstą jesteśmy gotowi do drogi. Zostawiamy duże plecaki (i laptopy) w domu Chichi. Dostajemy świetną kawę, czekamy aż kapitan wyleje plastikowym pojemnikiem wodę z łodzi (pływają tak codziennie, więc jest bezpiecznie, czyż nie?), ubieramy kapoki i przy warkocie silnika opuszczamy wioskę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Morze jest spokojne, słońce coraz wyżej. Rybacy i pelikany łowią ryby.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Półtorej godziny później dopływamy do Chachahuate – jednej z kilkunastu wysepek archipelagu Cayos Cochinos.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poznajemy Doñę Gustę, koleżankę Chichi, która wynajmuje domki przy plaży. Kwaterujemy się (czyt. rzucamy plecaki na łóżko) i idziemy na śniadanie, po którym cały dzień jesteśmy nieprzeciętnie zajęci obijaniem się.

Chachahuate 1 to niewielka garifuńska osada (70-80 osób) połączona piaszczystym przesmykiem z Chachahuate 2, prywatną wysepką, na którą można dziś przejść suchą stopą. Nawet jeśli poziom morza się podnosi, na drugą wyspę można przejść – brodząc. Wybieramy się zatem na spacer w tamtym kierunku i nie docieramy do celu, bo … spotykamy Polaków (!)

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Natalia i Mariusz od kilku miesięcy podróżują ze swoim siedmioletnim synkiem Maksiem po Ameryce Łacińskiej (w Sznurkach – adres ich strony internetowej). Chcieli jeszcze dziś wrócić na ląd, ale ostatecznie postanawiają zostać. Zabierają się z nami na wycieczkę łódką po okolicznych wyspach, gdzie mamy okazję nurkować z rurką w tym błękicie, obserwować rafę koralową, meduzy i ryby, a przy okazji spalić sobie plecy 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Po powrocie na “naszą wyspę” jemy obiad (świeżo złowiona ryba i do tego ryż i platany) i drugi raz maszerujemy na Chachahuate 2. Co prawda to prywatna część, ale dzięki kilku por favorom udaje nam się skorzystać z pomostu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

I tak mija nam ten grudniowy dzień…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA

Widoki nie wymagają komentarza, więc parę słów o ludziach. Tak samo jak Nueva Armenia, Chachahuate nie jest gościnnym miejscem. Dorośli traktują nas jak chodzące dolary, za każdy drobiazg każą słono płacić, kilku z nich zupełnie otwarcie przychodzi po pieniądze z nastawieniem “daj mi”, więc nie robi to na nas dobrego wrażenia. Za to dzieci, których na wyspie jest dużo, chętnie do nas przychodzą zaciekawione i gotowe do zabawy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Wieczorem wyspa pustoszeje zupełnie. Wszyscy (poza nami) siedzą w domach i przez bite dwie godziny oglądają telewizję, bo prąd dostępny jest tu tylko między 19.00 a 21.00. My w tym czasie idziemy na spacer, zobaczyć palące się w oddali ogniska na plaży. Niestety z bliska widok już nie jest taki romantyczny. Palą się śmieci, wokół duszący dym. Na przesmyku między wyspami obserwujemy maleńkie fluorescencyjne meduzy. To dopiero kosmiczny widok.

Dzień kończymy wcześnie, konsumujemy część naszych zapasów, z reszty robimy kanapki na następny dzień i chowamy je przed myszami, które buszują w domku i zasypiamy.

Nocą znowu leje, rano piasek jest mokry, a niebo – pochmurne. Czas na nas.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ostatni rzut oka na wyspę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przed 9-tą jesteśmy znowu na stałym lądzie. Odbieramy plecaki i dowiadujemy się, że bezpośredni autobus do La Ceiby odjeżdża dopiero o 13:00, bo jest niedziela i inne autobusy nie kursują. Chichi częstuje nas kawą, po czym wykonuje kilka telefonów i podjeżdża moto-taxi (czyli tuk-tuk). Kierowca z kolegą wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, negocjujemy cenę i wsiadamy: szóstka dorosłych, jedno dziecko i cała masa bagaży…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Jedziemy przez palmowy las wyboistą drogą pełną kałuż. Trzeba czasem stanąć i poprawić plecaki.

 OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Humory dopisują 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Docieramy do większego skrzyżowania, z którego łapiemy autobus do El Progresso i stamtąd kolejny do skrzyżowania przy jeziorze Yojoa, nad którym chcemy się zatrzymać. Nadal w piątkę (i z masą bagażu) autostopem (!) docieramy do hostelu D&D, gdzie niemal od razu idziemy spać po tym pełnym wrażeń weekendzie.

Nueva Armenia

12. Grudnia

W autobusie do wioski Nueva Armenia poznajemy Chichi – jak się później okazuje – lokalną celebrytkę. Proponuje nam nocleg w swoim hotelu, na co przystajemy, z uwagi na brak innych opcji. Dziś już nie dostaniemy się na wyspy – jest już o wiele za późno. Jednodniowa wycieczka turystyczną barką nas nie interesuje, a lokalni rybacy pływają tylko między 6 a 8 rano, kiedy morze jest spokojne.

Dziś śpimy pod “trójką”, zostawiamy bagaże i idziemy zwiedzać.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA   OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nueva Armenia ma ok. 400 domów i 2000 mieszkańców, w większości Garifuna. Jest mnóstwo dzieci i tylko one reagują na nasz widok uśmiechem, zagadują, popisują się, pozują do zdjęć. Dorośli z reguły nas ignorują lub patrzą podejrzliwie. Jest zupełnie inaczej niż w belizejskim Hopkins, gdzie lokalsi z przyjemnością z nami rozmawiali.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA  OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERAOLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niektóre widoki przygnębiają. Jest tu masa skrajnie wychudzonych psów, o które nikt nie dba. Do tego wiele miejsc jest pozalewanych. Pogoda ostatnimi czasy nie sprzyja.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poza “centrum” znajdujemy cmentarz, na którym pasą się krowy. Soczystość zieleni i widoki dookoła zachwycają.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W sklepach można kupić w zasadzie tylko coca-colę i czipsy. Na szczęście mamy trochę zapasów (woda i jedzenie) z La Ceiby. A nasz hotel serwuje nam pyszny obiad – rybę i smażone platany. Dostajemy też przepyszną kawę.

Chichi przedstawia nam rybaka, który następnego ranka zabierze nas na Cayos Cochinos. Będziemy spać w wiosce Garifuna na wyspie Chachahuate. Tym też zajęła się Chichi. Negocjujemy ceny, przepakowujemy plecaki i znowu wcześnie idziemy spać, bo o 6tej rano wypływamy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

La Ceiba

11. Grudnia

W czwartek wstajemy wcześnie, razem z Carlosem, który jedzie do pracy. Jego rodzina szykuje nam pyszne śniadanie – Baleady! A potem Carlos podwozi nas na autobus do La Ceiby. Dwie godziny później jesteśmy znów na wybrzeżu karaibskim.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Znajdujemy miejsce do spania i idziemy w miasto. Nie jest zachwycająco…żeby nie powiedzieć – paskudnie. Brudno, byle jak, ludzie niespecjalnie przyjaźni. Ulice zalane po niedawnych ulewach, turystów absolutny brak.

No to może kilka widoczków:

  • Dzielnica imprezowa     OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Klub nocny przy nadmorskim deptaku   OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Uliczny fast-food OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Basen   OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Kabelki  OLYMPUS DIGITAL CAMERA
  • Dawna linia kolejowa przechodząca przez centrum miasta OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Całą noc leje. W piątek wstajemy przed szóstą, żeby możliwie szybko dostać się stąd do garifuńskiej wioski Nueva Armenia, skąd chcemy popłynąć na wyspy Cayos Cochinos. Docieramy na główny terminal autobusowy, gdzie okazuje się, że autobus będzie. Ale dopiero o ósmej. No to czekamy. Mży.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nasz Chickenbus rusza dopiero o 9tej. I wtedy nie wiemy jeszcze, że dotarcie do celu zajmie nam 2 godziny.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA