Month: April 2015

Czyli, że to już – Część II

3. Kwietnia, 1:40 w nocy

Nasz samolot z Santiago de Chile do Panama City startuje o czasie. W Guayaquil w Ekwadorze lądujemy awaryjnie, jeden z pasażerów bardzo źle się czuje, potrzebna natychmiastowa pomoc medyczna. Do Panamy docieramy z opóźnieniem, ale niewielkim, więc bez problemu wsiadamy do kolejnego samolotu. Tym razem już bez przygód, z Panama City do Frankfurtu z planowanym międzylądowaniem w Santo Domingo.

4. Kwietnia 5:50 nad ranem, czyli od pierwszego startu minęła prawie doba (jeśli wziąć pod uwagę zmiany stref czasowych

Docieramy do Frankfurtu zgodnie z planem. Równie planowo o 7:30 ruszamy w stronę Warszawy, gdzie wysiadamy punktualnie o 9:15. Dotarliśmy, w przeciwieństwie do naszego bagażu… Obydwa duże plecaki zaginęły w akcji. Składamy reklamację i kierujemy się do wyjścia, a tam – niespodzianka! 🙂

Welcome home   łelkom hołm
Wrocili 1 Wrócili 2

Czyli, że to już… A dopiero co było tak… [Czyli, że to już – Część I]

Jesteśmy w domu.

PS. Plecak k. znajduje się szybko i równie szybko trafia kurierem… na adres ł. (okazuje się, że w Chile odwrotnie przykleili nam metki bagażowe). Obstawiamy zatem, że plecak ł. jest w drodze do domu k.

Chile, czyli wracamy

30. Marca – 2. Kwietnia

W poniedziałek zaczynamy długą drogę powrotną do domu…
Wstajemy o 4 rano i kogo spotykamy na korytarzu w hostelu? Christophera! Wstał specjalnie, żeby się z nami pożegnać! 🙂 O 5tej odjeżdża nasz autokar do Punta Arenas w Chile. Znów nieasfaltowana droga, prom, ukrywanie marchewek na granicy. W autokarze mija nam cały dzień, do celu docieramy ok. 18tej.

Jest zimno jak na Alasce, wieje wiatr, jest nieprzyjemnie. Taksówką docieramy do domu Sebastiana – naszego couchsurfingowego gospodarza. Są u niego i inni podróżnicy – Niemka i Belg, jeżdżący po Ameryce Południowej od ponad roku. Na rowerach! Zostawiamy plecaki i póki jest jasno, idziemy zwiedzać miasto.

PA 1 PA 2
PA 3 PA 4 PA 5 PA 7
Do domu wracamy dosyć szybko, bo zimno. Sebastian częstuje nas kolacją, a my przygotowujemy wielką michę sałatki owocowej na deser. Wieczór mija na filozoficznych rozmowach.

PA 6

Wtorek to kolejny dzień w drodze. O 11tej taksówką jedziemy na lotnisko w Punta Arenas, skąd mamy samolot do Santiago de Chile. Do centrum stolicy Chile docieramy autobusem ok. 18tej, a później metrem do domu Mijaila – ostatniego już w tej podróży gospodarza z couchsurfingu.

Mijail mieszka z kilkoma kolegami na osiemnastym piętrze w bloku przy Andres Bello. Docieramy do domu już po zachodzie słońca…

SdC widok z okna

Idziemy na wieczorny spacer po Santiago i dość szybko idziemy spać.

W środę o 7mej budzi nas budzik! Zbieramy się szybko i jedziemy do Valparaiso, portowego miasta wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.

Val 5 Valparaiso portValparaiso 2 Valparaiso

Miasto słynie z nietypowej architektury, masy street artu i 42 tramwajów – takich jak w Lizbonie, które dowożą ludzi na strome zbocza wzgórz.

val 3 val 4
Val pion 2 val pion 3 Val pionVal widok Valp 3
Z Valparaiso jedziemy jeszcze na parę chwil na plażę do Viña del Mar, wygrzać się jeszcze przed powrotem do Polski, gdzie podobno chłód i śnieg.
Do Santiago wracamy późnym wieczorem.

Czwartek to nasz ostatni: 188-ty dzień podróży. Ostatnia wyjazdowa jajecznica i taki widok z okna:Santiago widok 2 Santiago widok

Idziemy na spacer po Santiago…

santiago park Santiago poczta Santiago rzeka Santiago 2
W ostatnim odcinku “ponownych spotkań” – wpadamy z wizytą do Claudii, którą ł. poznał w hostelu w Limie! SdC z Claudią
Późnym popołudniem wracamy do domu, żeby wziąć prysznic, dokończyć pakowanie i … pożegnać się z naszym gospodarzem. Jedziemy metrem do La Piojery (czyli… “wszarni”), czyli baru założonego tu w 1916 roku, który jest na liście obowiązkowych punktów do odwiedzenia w Santiago.

La Piojera

O 20tej bar pęka w szwach, znajdujemy ostatni wolny stolik w sali jedzeniowej, co nam akurat pasuje, bo jesteśmy głodni. Wzbudzamy wielkie zainteresowanie lokalsów, którzy są już nieco wstawieni.

ł. zamawia pyszne mięso, k. jedyne – co mają wegetariańskiego czyli… pokrojone pomidory i porcję frytek, do przygotowania której zużyto chyba ze dwa kilo ziemniaków (ostatecznie zostajemy pokonani przez frytki!). Do tego pijemy terremoto, czyli “trzęsienie ziemi” – drink na bazie wina z gałką lodów ananasowych.

Piojera bar Piojera frytki
Gramy trochę w karty, a trochę obserwujemy – bo się dzieje! Przy stoliku obok gość gra na gitarze i cała sala śpiewa narodowe chilijskie piosenki. Pod koniec każdej krzyczą Chi Chi Chi Le Le Le Viva Chile! 🙂
[VIDEO 1]              [VIDEO 2]

W doskonałych (po terremoto) nastrojach jedziemy metrem na terminal autobusowy, a stamtąd na lotnisko.
Czyli, że to już…

Ushuaia

28. – 29. Marca

W sobotni poranek po śniadaniu idziemy z Christopherem zwiedzać najbardziej na południe położone miasto w Ameryce Płd.

fotografowanie fotografowanie 2
Kupujemy bilety na autobus do Punta Arenas (na poniedziałek), a potem zerkamy do Punktu Informacji Turystycznej, bo można tam dostać pieczątkę do paszportu, do wyboru są cztery różne stempelki z końca świata. Stemplujemy nasze paszporty (Christopher nie wybiera jednej pieczątki – bierze wszystkie!), a potem czas na sesję zdjęciową przy tablicy Ushuaia fin del mundo. Najpierw razem:

Chris k l

A potem jeszcze takie – ł. i k. w koszulkach, które dostaliśmy na Alasce w radiostacji Barrow, czyli na tym drugim końcu świata!

w koszulkach z radia barrow
Na obiad wybieramy się do lokalnej knajpki Martinita, gdzie zamawiamy zdrowy patagoński posiłek, czyli trzy wielkie hamburgery (k. – w wersji bez kotleta).

hamburgery
Później Christopher płynie jachtem na wycieczkę oglądać pingwiny…

pingwin

… a my dalej kręcimy się po mieście. Idziemy, między innymi, do radia Ushuaia, gdzie mamy okazję pogadać z pracownikami. Dowiadujemy się m.in., że w Ushuai działają łącznie 34 stacje radiowe (!).

Radio Nacional Radio 2

Ushuaia jest jedynym miastem Argentyny położonym po drugiej stronie Andów. Mimo, że dziś jest pochmurno, niekiedy widać ośnieżone szczyty.

Ush 7 Ush 6 Ush 1 Ush 2Ush 8 Ush 9Ush 3 Ush 12
Wieczorem gotujemy w hostelu kolację – łosoś, ziemniaki i sałatka. I wino. Pychotka!

Ush kolacja
Długo jeszcze gadamy o podróżach.

W niedzielę rano leje jak z cebra, więc obijamy się w hostelu. Po południu, kiedy wychodzi słońce, Christopher wybiera się na kolejną wycieczkę – tym razem do latarni morskiej – a my znów chodzimy po mieście, kupujemy pamiątki…

Ush 11 Ush 10 Ush 4 Ush 5
… a w ramach cyklu “ponowne spotkania” – wpadamy na Kanadyjczyka, z którym kilka tygodni temu przekraczaliśmy granicę Peru-Boliwia (!)

kanadyjczyk
Jako, że to nasze ostatnie godziny w Argentynie, idziemy na kolację do restauracji na dorsza :).

Później wracamy do hostelu, żeby się dobrze spakować. Jutro o 5 rano mamy autobus do Punta Arenas, więc nie chcemy hałasować o tak nieludzkiej porze.

I nie udaje nam się iść wcześnie spać. Wieczór spędzamy na długich podróżniczych pogaduchach z Christopherem i z Ramonsito, z hostelowej recepcji. I tak trochę reklamy: gdyby ktoś się wybierał do Ushuai – serdecznie polecamy Patagonia Pais.

Patagonia Pais Patagonia 2

PS. Dotarcie na koniec świata nie było jedynym wzruszającym momentem ostatnich dni. Był jeszcze taki: Natalia (z Traveling Tree) wysyła do k. zdjęcie przepięknej urodzinowej laurki od Maksia. Dziękuję!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA