John

El Chalten

23. Marca

Budzimy się w El Chalten, miasteczku, które jest młodsze od nas. Założone w 1985 roku jako dodatkowa ochrona granicy z Chile, dziś jest narodową stolicą trekkingu.

El Chalten 12 Dzień zaczynamy od przenosin do innego (czyt. tańszego) hostelu. Tutaj też net nie działa, jak wszędzie w El Chalten. Najbliższe miasto jest prawie 220 km stąd, więc Internet jest tylko satelitarny, a to oznacza, że jest powolny (o facebooku można zapomnieć) i bardzo często nie działa w ogóle.
Po śniadaniu i kawie ruszamy na szlak. Jest przepiękny dzień, słońce, błękitne niebo, można spokojnie maszerować w samym t-shircie. Do tego widoki zapierające dech w piersiach, złota argentyńska jesień.

El  Chanten 2 El  Chanten
Wybieramy najdłuższy szlak: 10 km i 4 h w jedną stronę. Mamy dobrą mapę, a ścieżka jest świetnie oznaczona.
El Chalten 4 El Chalten 5
El Chanten 3
El Chalten 6 El Chalten 7
Naszym celem jest Laguna de los Tres u stóp Mount Fitz Roy. Ostatni kilometr jest najtrudniejszy. Idzie się godzinę, strome podejście.

El Chalten 8 Ale warto tak się męczyć dla takiego widoku:

El Chalten 9

El Chalten 10

Przy lagunie spotykamy Johna, przedsiębiorcę z Atlanty, z którym wracamy do El Chalten. John od kilku miesięcy jeździ po Ameryce Południowej ze swoim 19-letnim synem, więc maszerując wymieniamy się wrażeniami i wskazówkami.
El Chalten 11 El Chanten 4
Po drodze do hostelu wstępujemy na kolację do restauracji, nie mamy siły gotować. A po powrocie do naszego pokoju okazuje się, że w tym samym dormie śpią Brytyjczycy, z którymi jechaliśmy autobusem z Ekwadoru do Peru (!) Świat jest mały 🙂 Idziemy wcześnie spać, bo rano czeka nas kolejny odcinek autostopowych opowieści.