11. – 15. Marca
W środę późnym popołudniem docieramy na dworzec Retiro w Buenos Aires, mieście, które nie zasypia. Stamtąd metrem (linia C, a potem linia A) jedziemy do domu naszych couchsurfingowych gospodarzy – Lucasa i Alejandra.
Po drodze natykamy się na blokadę ulicy – to mieszkańcy protestują przeciwko regularnym przerwom w dostawie prądu.
Zostawiamy plecaki i razem z Lucasem idziemy na długi spacer ulicami miasta. Napotykamy innych protestujących i w duchu cieszymy się, że w “naszej” okolicy jest prąd.
Idziemy aż do dzielnicy Recoleta, która nocą wygląda przepięknie. Wracamy po ciemku i po 9 kilometrach, kupując po drodze najlepsze na świecie empanady.
W czwartek, piątek i sobotę jesteśmy zajęci zwiedzaniem miasta. A jest co zwiedzać…
Plaza de Mayo i Casa Rosada – pałac prezydencki, z balkonu którego przemawiała do ludzi Evita. W czwartek akurat miała przemawiać pani prezydent, więc była masa ludzi. A w sobotę załapaliśmy się na darmowe zwiedzanie wnętrza.
El Obelisco.
San Telmo.
La Boca ze stadionem i kolorowymi domkami, niektóre w barwach Boca Juniors.
Cmentarz Recoleta, gdzie leży masę znanych ludzi, z których znamy tylko Evitę Peron.
Kongres. Przypadkiem załapujemy się na darmowe wejście z przewodnikiem.
Avenida de Mayo. W sobotę świętowano tu Dzień Brazylii. I przy okazji była masa stoisk społeczności międzynarodowej – był też namiot polski – z bigosem.
Miniatura wodospadów Iguazu.
Puerto Madero z portem, wieżowcami i mostem kobiet (że niby wygląda jak szpilka).
Palermo.
Parque Centenario. Takie mini-Łazienki.
Parę wspomnień, żeby nam nie uciekło:
W czwartek razem z Lucasem idziemy na słynną wystawę zdjęć La Bestia – o pociągu, który jedzie przez Amerykę Środkową i Meksyk do Stanów. Mnóstwo ludzi próbuje szczęścia, żeby dostać się do USA. Wielu traci życie w trakcie podróży. Potem Lucas zabiera nas do siebie do pracy na uniwersytecie! A potem spędzamy wieczór w domu, zajadając empanady i oglądając wzruszający film z jego ślubu.
W piątek po południu Ale wraca z delegacji. Z tej okazji k. i ł. gotują kolację. I wysiada prąd! Przy świecach kończymy risotto, a potem z czołówkami idziemy na dach ośmiopiętrowego budynku, w którym mieszkamy i tam delektujemy się posiłkiem. Potem jedziemy na najpyszniejsze lody, a potem k. wraca spać i przypadkiem odkrywa, że prąd powrócił, a chłopacy balują na mieście do 4 rano. I podobno nawet wtedy na ulicach tworzą się korki.
W sobotę dołącza do nas 21-letni Tommy, zwany także El Chino, kolejny gość z couchsurfingu. Jedziemy razem na kolację, a potem na nocną przejażdżkę samochodem po Buenos. Miasto tętni życiem. I my też.
W niedzielę rano zaliczamy ostatni spacer po mieście. Wczesnym popołudniem idziemy na obiad do Pizzerii Kentucky, a później Ale i Lu odwożą nas na dworzec Retiro.
Żegnamy się i wsiadamy do autobusu do Neuquen, dokąd dotrzemy za jakieś 16 godzin.